niedziela, 26 lipca 2009

Tuszetia-kraj winem plynacy

Jak napisalismy tak zrobilismy. Z Tbilisi pojechalismy marszrzutka do pewnej (cywilizowanej jeszcze) miejscowosci polozonej ok. 80 km od naszego celu. Tam, gdy wysiedlismy z plecakami z busa, stalismy sie ofiara kierowcow jeepow, probujacych upchnac nas do swoich aut za “jedyne” 50 lari od osoby (blisko 100zl). Bez wiekszych problemow udalo nam sie od nich opedzic – patrzyli na nas jak na wariatow, gdy mowilismy ze do Omalo pojedziemy auto-stopem…. Usmiechali sie z politowaniem. Jednak my dwoma autami dotarlismy w miejsce, gdzie dalej droga wiodla juz tylko do Omalo I tam po godzinie !! zlapalismy transport do Tuszetii… Przez ta godzinie droga przejchaly trzy auta… A w tym, ktore nas zabralo przyszlo nam spedzic jeszcze 4 czasa…4 dluuuugie godziny jazdy po wyboistym gorskim trakcie, serpentynie wiodacej nad przepasciami przez sniegi, potoki, pod wodospadami, przez przelecz na blisko 3000 m.n.p.m.… Kazdy komu uda przezyc sie ta droge pamieta ja dluuugo ;) Wieczorem na miekkich nogach wyszlismy z terenowki w Omalo polozonym na rozleglej polanie otoczonej gorami. Ja ja sie wytoczylam I usiadlam bo wysoa goraczka I bol glowy skutecznie mnie rozlozyly a Piecu poszedl szukac pooju – bym mogla wykurzyc siedzace we mnie zlo w cieplym wyrku. Znalazl… bez produ, biezacej wody I innych zbednych udogodnien;) Poleglam o 7. Rankiem, tak kolo 10 ;) Piecu poszedl na spacer podczas ktorego zlapal go deszcz I pogryzl pies pasterski a wlascisiel psa 70% czacze podal biedakowi (Piecowi) tylko przez skore. Ja poszlam spac a od 15 bylam ratowana przez Pania Gospodynie cudowna tuszetanska herbata – naparem z blizej mi nieznanego , ale bardzo smacznego ziola. Postawiona na nogi w piatek moglam juz isc z Mackiem w gory. Wybralismy sie do polozonej o jakies 6 godzin drogi od Omalo wioski Dartlo. Uroczo polozona osada, w ktorej domy (podobnie jak w calej okolicy) zbudowane sa z kamienia I kamieiem kryte, wyrozniala sie kilkoma dobrzez zachowanymi wiezami, w ktorych kiedys ludzie szukali schronienia przed wrogami. Dotarlismy do niej z uwaga!! Trzema sym-pa-tycz-ny-mi I mowiacymi po an-giel-sku Francuzami  Rozbilismy namioty na jednym podworku I bardzo milo spedzilismy wieczor przy fantastycznej kolacji (zupa z baraniny z ziemniakami, domowy chleb, domowy owczy ser, domowe wino I czacza oraz masa zielska blizej nie okreslonego) oraz przy kartach Szkoda ze rano poszli w innym kierunku bo bylo bardzo wesolo. My w sobote wracalismy do Omalo, gdzie zostawilismy czesc swoich rzeczy I skad mielismy w niedziele lapac stopa. Dojscie do wsi nam sie nie udalo, bo z drogi zgarnela nas potezna toyota land criuser (?) z 9 gruzinami w srodku. Szybko znalezlismy wspolny jezyk… Ponadtrzydziesloletnie koniaki sprawily ze dogadywalismy sie bez problemow. Spedzilismy z nimi troche czasu, bo zabrali nas na wycieczke objazdowa po okolicy – zajechalismy do “zamku” – wiez w gornym Omalo oraz do kilku okolicznych osad. Gruzini Ci bylo pracownikami banku (a wygladali na pracownikow stadionu 10-lecia) I pieknie!! Pieknie!! Spiewali… Dzis rano o 8 wyszlismy by upolowac jaiegos stopa, ktory zwiezie nas na dol. Ta sztuka udala nam sie po okolo 20 minutach;) Nawet nie zdazylismy wypic kawy przy drodze… Moze to I dobrze… Bo na przeleczy kierowca zatrzymal sie przy kilku stojacych autach I razem z nami dolaczyl do plenerowej imprezy sniadaniowej. Znow w ruch poszedl chelb, ser, pomidory I 6,5 litra domowego wina. Tego mi trzeba bylo…bo jadac na tylnym siedzeniu ta gorska droga zalowalam ze nie mam przy sobie pelnej piersowki. Po paru kubeczkach swietnego wina jechalo sie znacznie lepiej. Juz nas nie stresowaly wyboje, ostre zakrety I urwiska. Szczesliwie dojechalismy na dol, potem to Tbilisi I now jestesmy u Antka – gdzie zroblilismy I zjedlismy dobra kolacje I odpocywamy  Tuszetia to niesamowity region. Najdzikszke gory jakie kiedykolwiek widzielismy, przecinane dziesiatkami wawozow, dolin, potokow I wodospadow… najbardziej oderwane od rzezywistosci osady, gdzie ludzie zyja tym co sami wyhoduja, wyprodukuja. Priroda prekrasna a ludie haraszo…

1 komentarz:

  1. Myślę,ze Allah, Budda , Duch Swięty i osobisty Anioł stróż każdego z Was pilnują razem . Oby do szczęsliwego powrotu.Pozdrawiamy Rodzice M.

    OdpowiedzUsuń