wtorek, 28 lipca 2009

Mnogo cziasa, malo dziengla :)

Wczoraj tuz po poludniu, po poltorej godziny jazdy z Tbilisi dotarlismy stopem z azerami na granice gruzinsko-ormianska. Zakupilimy bardzo ladne wizy, ktorych cena nas mile zaskoczyla (10$ zamiast spodziewanych 40 czy 50$),przekroczylismy granice (paszport Pieca cudem przemknal przez okienko) wymienilismy walute i stanelismy przy drodze by lapac stopa. Po chwili zatrzymala sie Lada Samara z trzema mlodymi przedstawicielami handlowymi, ktorzy podwiezli nas w kierunku Sevan... Zatrzymalismy sie gdzies przy trasie w przydroznym barze, gdzie chlopaki zaprosili nas na kolacje. Kazdy z nas wsunal po 3 kebaby wieprzowe mmm, byly tez salatki, sery, chleb, lawasz, wino i polowka na dwoch wody ognistej. Najedlismy sie bardzo bardzo i trzezwo jeszcze stwierdzilismy ze z tym kierowca to my juz dalej nie pojedziemy, mimo ze oferowal nocleg i mila impreze...
Zatem jeszcze na tym samym parkingu, przy tym samym punkcie zywieniowym podeszlismy do meskiej ekipy z mercedesa okularnika (z tym ze staaarszej wiekiem) i tym samym zmienislismy srodek transportu, a wczesniej stolik i jadlospis... Z panami starszymi nasze pelne juz brzuchy potraktowalismy jeszcze kawa, piwem, kola, arbuzem i jogurtem (takim geeeestym do krojenia lyzka), od obslugi dostalismy po szklance (bo nam sie spodobaly) po czym z zawrotna predkoscia 60km/h i 5000obr/min ruszylismy do Sevan. Wszystkie mijane od granicy miasteczka i wsie byly koszmarne. Wygladaly jakby ktos granat wrzucil i zapomnial pozamiatac. Szaro-bure betonowe konstrukcje wygladaly malo ciekawie. Biednie, choc sama juz nie wiem czy gorzej niz w Gruzji. Bezrobocie w tym 3 milionowym ktaju siega ponoc 70% a miedzy biednymi a bogatymi istnieje wielka przepasc (brak klasy sredniej). Co wiecej Ormianie nie lubia prawie wszystkich sasiadow...Z Turcja i Azejbejdzanem maja na pienku(na szczescie Polakow traktuja batrdzo goscinnie) W krainie tych obdrapanych miescin pocieszajacym widokiem bylo wielkie, otoczone gorami Jezioro Sevan zwane morzem Armenii oraz bardzo mile towarzystwo Panow (nasza ekwilibrystyka jezykowa jest zaskakujaca!)... Po nieco ponad godzinie jazdy ponownie zatrzymalismy sie na posilek... Tym razem bylismy goscmi pulkownika amrenskiej armii z ktorym jechalismy autem. W domu czekal juz na nas zastawiony stol a na nim: grillowane na ogniu szaszlyki z mieska (mniam!) i kartoszkow, chleb, zielenina i ponownie domowej roboty trunki: eto cziste winogrono!! Rzeczywiscie ta wodka bylo inna. Przy stole 6 chlopa i my. Pulkownik-Hajduk wojujacy w Nagornym Karabachu byl dla nas bardzo mily... Dal nam swoj numer telefonu i polecil, ze jakby sie cokolwiek niemilego dzialo, jakbysmy mieli jakiekolwiek problemy w Armenii to mamy do niego dzwonic a on sie sprawa zajmie :) Grunt to pierwszego dnia nawiazac dobre znajomosci. Zaskoczeni przez nasze mozliwosci zoladkowo-watrobowe wsiedlismy podownie do okularnika i przez koszmarne, pograzone w ciemnosci wsie ruszylismy dalej do miesciny polozonej ok 15km od Sevan, by przenocowac u Pana Kierowcy. Tam przed polnoca narobilismy zamieszania wsrod zony, trojki okolo 20 letnich dzieci i psa po czym poleglismy w lozkach w czystej poscieli... :)))) Rankiem po kawie i pffffff....sniadaniu zostalismy obdarowani czym nastepuje: kubeczkiem z Ajlowju z misiem w srodku; misiem z rozyczka z napisem Ajlowju, oslonka na doniczke wykonana domowym sposobem z pestek moreli i kleju silikonowego, stroikiem rowniez domowoej roboty wykonanym z trawy, pestek, orzechow itp... (strasznie nieporeczne) Odwdzieczylismy sie za te dobrodziejstwa tuszetanskim owczym serem i smyczka firmowa :D Po tym wsiedlismy z mlodzieza do wolgi i zostalismy zawiezieni do Monastyru Kecharis. Pora byla malo turystyczna, zatem panowal w nim spokoj i moglismy niespiesznie go ogladac. Zrobil na nas duze wrazenie - gownie ze wzgledu na wielkosc budowli i jej architekture i ornamenty na kamiennych kolumnach i scianach - wystroj byl bardzo skromny. Nastepnie na parkingu po zakupie czeresni wyhaczylismy swietnego stopa do Sevan. Pan artysta malarz po petersburskiej szkole, zajmujacy sie ekspertyzami obrazow w Europie podwizl nas az pod sam Monastyr Sevan (w ktorym to wisi obraz jego autorstwa). Szalu nie bylo... Poza pieknym polozeniem nas tafla jeziora monastyr nie zachwycal nas. Moze sie nie znamy :) Plusem tego punktu programu bylo to, ze Piecu pozbyl sie stroika (wypadl mu pod nogi taksowkarza... potem nim obdarowanego;)). Pod monastyrem wsiedlismy do Mercedesa S500, ktory ze srednia poredkoscia 60km/h zawiozl nas do Erewana. Pierwsze wrazenie: to miasto jest bogatsze od Tbilisi... Potwierdzilo sie to chile pozniej gdzy wyladowalismy w centurm, przy Placu Republiki. Raczej nie ma tu obskurnych blokow i straszacych podworek. Centrum stolicy jest zadbane, wyremontowane- pewnie kosztem turystow bo ceny maja zbojeckie. Poszlismy do IT w poszukiwaniu noclegu gdzie niewiele zalatwilismy, jednak ostatecznie po roznych przygodach spanie mamy za 50zl :( w bardzo ladnym i pustym hostelu :) Na miescie spotkalismy przemilych Obiezyswiatow Malgosie i Piotrka, ktory wracaja z Iranu. (Pozdrawiamy serdecznie i do zobaczenia na trasie;)!) i z ktorymi zjedlismy i wypilismy conieco na murku wymieniajac sie doswiadczeniami i sluchajac ciekawych opowiesci podrozniczych. Teraz odpoczywamy w hostelu a jutro z rana ruszamy odkrywac Erewan. Zdjecia wrzucimy gdzies kiedys bo tu polaczenie internetowe jestrze przez mulasty modem. Pozdrawiamy - zadowoleni My. Piszcie co u Was.

3 komentarze:

  1. Wot ruskaja wontroba. My doprawiamy nalewki ale do degustecji daleka droga. A wam ino Małe Ciche po powrocie.T

    OdpowiedzUsuń
  2. Marysia zapomniala dodac jednej rzeczy... Po obejrzeniu monasteru Sevan zaczelismy szukac podwozki do Erewania. Podeszlismy do jednego z aut z pytaniem, czy przypadkiem nie jada do Erewania i nie maja ochoty zabrac dwoje sympatycznych studentow z Polszy. Niestety Panowie nie jechali w nasza strone jednak kazali poczekac minutke i po tym jak kierowca zanurkowal do wnetrza samochodu stalismy sie wlascicielami kapelusikow wakacyjnych z logo firmy Nivea (nowki sztuki nie smigane):) Tak po prostu dostalismy czapki:) i jak tu nie lubic Ormian...?

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe, niezła historia z tymi czapeczkami Nivea! :)

    OdpowiedzUsuń