wtorek, 21 lipca 2009

Kaukaz nas pochlonal

Witajcie!
Tyle milych rzeczy sie wydarzylo od ostatniego wpisu... Zalatwilismy sprawe w polskiej ambasadzie pomyslnie, odwiedzilismy ambasade Azerbejdzanu gdzie spraw nie zalatwilismy (bo przekraczaly nasze mozliwosci organizacyjne, finansowe i czasowe) i ruszylismy rodkrywac Gruzje. Najpierw ruszylismy do Mcchety, gdzie przenocowalismy u Pani Walentyny z domu Latoszynskiej (pol Ukrainki pol Polki) i gdzie zwiedzilismy starenkie, wpisane na listeUNESCO cerkwie Sweti Cchoweli, Samtawro oraz muzeum. Nasttepnie przez Tbilisi udalismy sie do Ananuri, gdzie nad sztucznie utworzonym jeziorem goruje okazala forteca... Tam sie dzialo!!Na nocleg wprosilismy sie do gospodarstwa ledzacego u podnoza zamku - miedzy twierdza a jeziorem... Rozbilismy palatku i wykapalismy sie w jeziorze..mr..... Niedlugo przyszlo nam potem lezez na trawie i pisac nasz dzienniczek bo zostalismy zaproszeni na imperze nad jeziorem. Gospodarz z 4 kolegami zadbali bysmy dobrze wspominali ten wieczor... Wina nie braklo. A maja zupelnie inna kulture picia niz u nas... Toasty sa dluuuugie (bardzo dlugie) i czasem baaardzo wyszukane a na ich zakonczenie wino wychyla sie szklanka do dna... My przyszlismy mocno po rozpoczeciu posiadowy i wyszlisy mocno przed zakonczeniem a w tym czasie poszlo 5litrow (szczesliwie ja mialam taryfe mocno ulgowa);) Oczywiscie jedzenia nie braklo...pieczywo rozniste, chaczapuri, chinkali, sery, mieso, arbuz i nektaryny... Mniam...na dodatek dospodarze wsiedli w auto i pojechali po swieze zapasy specjalnie dla nas. Wyjsc z imprezy nie bylo latwo :) Obiecalam sobie po niej ze na nastepny dzien nic nie jem... Taaa... gdy zlozylismy namiot, ja wrocilam z woda (po ktora poszlam z Nikim-synem gospodarzy) gospodyni zawolala mnie (bo mam prostsze imie) pod utworzyony z winogron dach... tam stol sie uginal: chinkali, chaczapury, sery, kawa, ciasta, galaretki w czekoladzie, chelebki, sos ze sliwek... a do tego DWA talerzyki... Jedzenia jak dla 8 chlopa:) Nie ma to jak milo rozpoczac dzien... Po tym nastapila seria pamiatkowych zdjec, dostalismy od Pani butelke sosu ze sliwek, ja dostalam naszyjnik - odwdzieczylismy sie smyczami i ruszylismy w droge. Najpierw poszlismy na spacer nad jezioro gdzie staly ladne architektonicznie lecz zrujnowane wille, wsrod ktorych przechadzaly sie swinie a potem poszlismy na parking gdzie autostop sam nas znalazl... Z rodzinna wycieczka dwoma jeepami a lekarzmi dotarlismy w Wysoki Kaukaz do Kazbegi. Wwiezli nas nawet do polozonego w gorach kosciolka Tsminda Sameba... obciach - ale sie zrehabilitowalismy. Nocleg znalezlismy w pensjonacie u Nazi - jak sie okazalo pelnym Polakow (4 + 12 osobowa silna grupa pod wezwaniem buhhahaha... chcaca wejsc na Kazbek). Rozbilismy namiot i poszlismy rozchodzic sie przed kolejnym dniem... Najpierw zeszlismy na zakupy a potem wdrapalismy sie do Tsminda Sameba, gdzie wieczorowa poro panowal juz spokoj i cisza i nie bylo zadnych turystow. W tak milej atmosferze wdalismy sie w rozmowe z Mnichem Antonim - bardzo pogodnym czlowiekiem, ktory pooopowwiadal nam o swiatyni i porobil nam duuuzo zdjec moim canonem ;) Wieczorem polozylismy sie wczeniej spac by moc rano wstac i udac sie do polozonej przy lodowcu, u stop Kazbeka stacji meteo. Niestety silka 12 osobowa grupa pod wezwaniem do poznej nocy uniemozliwaiala nam zasniecie (cytat nocy: "Najwyzej bylem w Andach. A i na Kilimandzaro. Dwa razy. I nie lubie Tatr. Tatry sa dla szpanerow. / Lubie polskie seriale(m jak m...). Mozna je tylko ogladac, nie trzeba przy nich myslec). Rankiem po deszczowej nocy ruszyismy z plecakami w gory (w ytm czasie silkan grupa..idaca tam gdzie my objuczala konie;)). Trasa byla baaardzo mlownicza a po dojsciu do przeleczy ukazala nam sie piekna panorama ostrych turni i lodowca. Tam chwile odpoczelismy , spotkalismy dwoch bardzo sympatycznych Polskow - w tym Antka, u ktorego zapewne dzis spedzimy noc i ruszylismy dalej w poszukianiu miejsca na namiot. Znalezlismy je na ekhm...wyspie...w miejscu otoczonym z dwoch stron potokami, tuz przy lodowcu, na wysokoslci okolo 3600. Ugotowalismy obiadek, szlismy na spacer a potem o 19 padalam do spiwora z bolem glowy i uczuciem straty sil. Noc ciepla nie byla a rano wlozylismy na siebie chyba wszystko co mielismy ;) Ponad 3 godziny zajelo nam zejscie do Nazi. Nie tryskajac energia powleklismy sie a obiad (okolo 13) ba chinkali a natepenie na tzw. spacer do doliny Sno... Pare autostopw nam w tym spacerze musialo pomoc bo moja kondyscja psychofizyczna (z podkresleniem psycho) byla marna... Nieuzasadnione, dlugotrwale ataki smiechu do lez i bol brzucha po obiedzie sprawiy ze nie nadawalam sie do uzytku :/ Wroccilismy zatem uazem limuzyna do Kazbegi i z widokiem na niesamowite gory nadgonilismy pisanie dzienniczka... Dzis rano wsiedlismy w marszrutke (bark ruchu jakiegokolwiek z tej wsi w kierunku Tbilisi) i dojechalismy do stolicy. Najpierw poszlismy kupic karte sim gruzinstiej sieci telefonicznej by zadzwonic do Antka... Poszlismy do salonu ktory nam wskazal, a po wyjsiu, zaopatrzeni w nowy numer z telefonem w reku i gotowoscia telefonowania doslownie wpadlismy na Niego (Antka) na ulicy. Umowilismy sie ( za 45min) pod parlamentem;) Poszilsmy potem na poszukiwania sklepu z mapami i spotkalismy jeszcze znajomego Polaka poznanego w Twierdzy Ananuri (w wczesnej jeszcze spotkalismy rodaka w ksiegarni a nastepnie na miescie;) ) Jutro udajemy sie do Tuszetii a nastepnie do Swanetii. Pozniej przyjdzie czas na Armenie...Do skontaktowania. ;)

5 komentarzy:

  1. Można momentami odnieść wrażenie, że gdziekolwiek się tylko ruszycie to jedynie jecie i pijecie, jecie i pijecie, i tak wkółko! :))
    Ech, Ci studenci... Typowe! ;P

    Tymczasem,

    Mateusz

    OdpowiedzUsuń
  2. Maaaati! Wlasnie mi se przypomnialo! Na wyjazd wzielam dwie zupki chinskie - te ktore zostawiles u mnie w styczniu ;) szczesliwie teraz juz jemy normalniej...wlasnie byly mlode ziemniaczki, jajka sadzone, kefir, pomidorki, winooo..Oooo.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudna relacja! Powodzenia dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha! Ale heca! :)
    Czyli wychodzi na to, że tym samym dołączam do grona oficjalnych patronów / sponsorów Waszej wyprawy! :)

    Mateusz

    OdpowiedzUsuń
  5. :) miło z Wami tak troche po podróżować;)

    ANia:)

    OdpowiedzUsuń