wtorek, 25 sierpnia 2009

Wspomnienie Kurdystanu

W Kurdystanie spędzilismy tydzień i milo ten czas wspominamy... Odpoczelismy przed droga powrotna, spedzilismy troche czasu z Kurdami, ktorych jezyka z zapalem sie uczylismy (Rożbasz! Es kurmandzi hindulym. Czem ponut? Spas! Hatre te!) :) i nie zalowalismy sobie jedzenia w restauracjach, lokantach. Ja zajadalam sie ezogelin - zupa cytrynowa i dolma - faszerowanymi pomidorami, paprykami, cukiniami a Piecu po męsku wcinal mięso. Na oslode trafiala sie baklawa i irański miód w plastrze mrrr...Jak w domu. Natomiast siedzac w herbaiarniach czy innych licznych "knajpkach" wypijalismy hektolitry herbaty z tradycyjnych malych szklaneczek :) Miejsowi na nasze proby mowienia w ich jezyku reagowali wielkim usmiechem, czasem usciskami i calusami... Dzieki naszym onomatopejom pojedismy tez troche wiecej nich planowalismy. Przeciwnie niz zapowiadali Turcy z zachodu - nikt nas nie zabil, nie pokiereszowal i czas w tym regionie spedzilismy milo. Ludzie okazali sie przyjazni i otwarci. Trzeba się bylo tylko przyzwyczaić do widoku czolgów, wozów bojowych i wojska na drogach; czasem pokazac paszport zandarmerii i przyjac do wiadomosci ze te strzaly, slyszane przez niektorych w nocy to tylko mala bitewka miedzy bojowka Partii Pracuacych Kurdow a tureckim wojskiem (heh... Kto bedzie chronic przed Arabami Kurdow w Iraku gdy wycofaja sie stamtad amerykanscy zolnierze? Najbardziej oczekiwana odpowiedz brzmi: wojska tureckie). Tydzien temu przyszlo nam opuscic wschod i ruszyc w strone domu... Pustynny, pozolkly wypalony sloncem krajobraz "urozmicaly" polacie czarnych sklal wuklaniczych pokrywajacych cienka warstwa potezne obszary a droge umilala lecaca z glosnikow w autach kurdyjska muzyka (mniej halasliwa od tureckiej, bardziej instrumentalna i poetycka). Zdjecia beda... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz