wtorek, 25 sierpnia 2009

Bir bayan w drodze powrotnej

Bir bayan - jedna kobieta. Ojjj... podrozojac tirami przez Turcje czesto kierowcy zajezdzali do miejsc (parkinkow, rastauracji) z ktorych bylam jedyna kobieta. Dziwaczne uczucie gdy wchodzi sie w nocy do wielkiej sali pelnej szoferow i przykuwa uwage wiekszosci spojrzen. Smieszne gdy obsluga stacji benzynowej robi sobie z bir bayan zdjecia telefonem komorkowym i przesyla je sobie wzajemnie (za to dostalismy pyszne sniadanie w lokancie;)) oraz gdy moj adres mailowy wzbudza (w przeciwienstwie do mackowego) wielkie zainteresowanie:). Początkowo w drodze przez Turcje szczescie nam nie dopisywalo... To wlezlismy do ciezarowki, ktora wlokla sie z predkoscia 20-40km/h , to w tirze poszla opona, to jakis zyczliwy mechanik zawiozl nas do warsztatu bysmy tam czekali 5 godzin az szofer jakiegos wozu sie obudzi i nas zawiezie dalej (po konwersacji rękami, nogami, dlugopisem udalo nam sie wydostac stamtad po ok 30-40 minutach). Najgorzej jednak bylo w Duzce pod Istanbulem.Z fajnymi kierowcami dojechalismy tam w nocy do bazy spedycyjnej gdzie przespalismy sie w tirze. Nasi Panowie zapewnili nas ze nastepnego dnia w poludnie wsadza nas w tira do Polski. Zatem od 7 do 11 czekalismy bezczynnie na COS. O 11 wsadzeni zostalismy do auta i zawiezieni zostalismy do poteznej bazy spedycyjnej "Marmara" nad morzem. To bylo miasto w miescie, zatstawione tirami parkingi, gwarne restauracje, sklepy, meczet i dziesiatki, dziesiatki boksów z biurami pomiedzy ktorymi wedrowaly setki! kierowcow - patrzacych sie na nas jak na zjawy, gapiacych sie na mnie jak na Scarlet Johansson i tak jakies 2,5 godziny.... W tym czasie dowiedzelismy sie ze tira do Polski nie ma i nie bedzie, a nasi "dobroczyncy" poszli szukac transportu do przygranicznego Edirne. Kolo 14 zawiezieni zostalismy do kolejnego tira (do Edirne) . Z tym , ze nie byl jeszcze zapakowany. Zatem kolejna godzina minela nam w fabryce styropianu. przed 16 !!!!!!!! ruszylismy by po chwli zatrzymac sie na autostradzie w Istanbule gdzie ow styropian sie wysypal na droge wr!!!!snieg!!! Zatem kolejny postoj...Jednak wieczorem zanalezlismy sie u celu. Tam sie skoczyl nasz drogowy pech. :) Nawet obdrapany, drewniany woz zaprzegniety w jadna szkape powozona przez 3 cyganow, ktorym jechalismy czteropasmowa droga przez srodek Belgradu sie nie rozsypal! :) Nawet po godzinie przeszukiwania samochodu (kampera ktorym samotny Holender wracal z egzotycznymi, arabskimi pieczatkami w paszporcie do domu) celnicy nie znalezli prochow i wczoraj po 14 bylismy juz u rodzicow na obiedzie:) Zapewne dzis wrzucimy zdjecia i jeszcze jednego posta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz